Przejdź do treści

Czy Młodzieżowe Rady Miast są nam potrzebne? – wywiad z radnymi MRM Sanoka

white neon light signage on wall
Na początku kwietna 6 radnych Młodzieżowej Rady Miasta Sanoka zrezygnowało z mandatów. O tym, co się wydarzyło, rozmawiam z dwójką z nich: Łukaszem Pileckim oraz Radną, która chciała pozostać anonimowa. Wnioski z tej konwersacji mogą być przydatne dla nas wszystkich.
Tomasz Sroka: Jak znaleźliście się w Radzie i jakie były Wasze oczekiwania?

Anonimowa Radna: Znalazłam się w Radzie w wyniku zwycięstwa w głosowaniu, które odbyło się w mojej szkole. Zasiadałam w niej od samego początku istnienia. Na pierwszej sesji nikt nikogo jeszcze nie znał. Byłam jednak dobrej myśli. Czułam, że w przyszłości coraz bardziej zaczniemy się do siebie zbliżać i wspólnie zrobimy coś dla dobra społeczności. Po cichu marzyłam również o aktywizacji lokalnego środowiska młodych. W wyobraźni już kreśliłam scenariusze, w których zwrócą się do nas grupy innych nastolatków pełne inicjatyw. Niestety, nic takiego nie miało miejsca w szkołach wygląda to zdecydowanie lepiej. Rada w środowisku młodych została odebrana raczej z obojętnością.

Łukasz Pilecki: Z kolei ja w szkolnych wyborach zająłem drugą pozycję. Natomiast po roku dziewczyna, która je wygrała, zrezygnowała z mandatu z powodu studiów. Wstąpiłem więc na jej miejsce. Bardzo ucieszyłem się z tego faktu. Nasze głowy były pełne inicjatyw i wystarczyło jedynie je realizować. Rada złożona z ludzi młodych, w moim przekonaniu była świetnym pomysłem. W końcu kto ma lepiej znać nasze potrzeby, jeśli nie my sami.

T. S.: Co udało się zrealizować Radzie dotychczas? Z czego jesteście dumni, a co można było zrobić lepiej?

A.R.: Jestem pewna, że wiele rzeczy można było zrobić lepiej. Naszym największym przedsięwzięciem była próba organizacji Forum Naukowego. Za pierwszym razem przeszkodziła nam pandemia. Obecnie podejmowana jest kwestia realizacji pomysłu w nowej rzeczywistości, najprawdopodobniej online. Podczas wakacji również próbowaliśmy realizować inne wydarzenia. Tym razem koncert. Dosłownie dwa dni przed planowanym terminem wzrosły zachorowania. Niestety trzeba było go odwołać. Podobnie stało się z turniejem piłki siatkowej, połączonym ze zbiórką na WOŚP. Niestety, nie było szans na jego realizację. Udało nam się zorganizować jedynie jedną imprezę, również związaną z WOŚP-em. Był to turniej piłki nożnej, który miał miejsce jeszcze w styczniu 2020 r. Dobrze wspominam tę inicjatywę, ale jak na półtora roku działalności, tylko jeden turniej sportowy to chyba marny wynik.

Ł.P.: Dużym problemem w realizacji jakiegokolwiek projektu był fakt, iż Rada nie posiada żadnego budżetu. Statutowo jest jedynie organem konsultacyjnym. Inicjatywy owszem pojawiały się, ale gdy przychodził czas na ich realizację, zapał wśród większości radnych nagle ostygał. Ostatnim większym pomysłem, który chcieliśmy zrealizować, była organizacja kampanii przeciw przemocy seksualnej. Z każdą taką inicjatywą byliśmy jednak zostawiani sami sobie. Kiedy zgłaszaliśmy się do kogoś po pomoc, z marszu przekierowywano nas do innej osoby i tak w kółko. Podobnie było i tym razem. Sprawy kampanii niestety nie uda nam się dokończyć, ponieważ już złożyliśmy nasze mandaty.

T. S.: Czy mieliście jakieś zastrzeżenia co do pracy Rady? W jaki sposób Wasze otoczenie odbierało taką formę zaangażowania?

A.R.: Na początku pracy Rady sporym problemem była dla mnie bariera wiekowa. Byłam wyraźnie młodsza od niektórych radnych i zwyczajnie brakowało mi odwagi, aby zabrać głos, czy wejść w dyskusję. Nie było między nami integracji. Poważniejsze problemy zaczęły się po około roku pracy Rady. Nasz Przewodniczący skończył wówczas szkołę oraz został radnym w Radzie jednej z dzielnic miasta. Jednocześnie rozpoczął na swoich social mediach udostępniać treści bezpośrednio związane z jedną z większych partii politycznych. Szczególnie mocno aktywny był w czasie kampanii prezydenckiej. Nie byłoby oczywiście w tym nic złego, gdyby nie fakt, że Przewodniczący na każdym kroku podkreślał swoją rolę w Radzie. Przez to lokalna społeczność zaczęła przypisywać całej radzie szerzenie poglądów, z którymi się utożsamiał. Wszyscy nasi rówieśnicy zarzucali nam prawicowe poglądy, gdzie w moim, czy Łukasza przypadku jest to bardzo dalekie od prawdy. Nie podobał nam się ten fakt, zwłaszcza że nawet według statutu Rady, Przewodniczący reprezentuję ja na zewnątrz. Nie dziwi mnie więc to, że opinia publiczna powiązała jego aktywność z tym, co reprezentuje Rada.

Ł.P.: Pamiętam, kiedy pierwszy raz przyszedłem na sesję Rady. Zdziwiło mnie, jak sztywna atmosfera panowała podczas obrad. Myślałem, że wszystko prezentuje się na relacjach bardziej koleżeńskich. Przez dłuższy czas sesji czułem się jak w Sejmie. Słuchaliśmy różnych paragrafów, sprawozdań. Na szczęście inaczej było na zebraniach komisji programowych. Tam panowała o wiele luźniejsza atmosfera. Mimo wszystko nie miałem wrażenia, że uczestniczę w pracach Młodzieżowej Rady Miasta. Otoczenie było gęste, domyślałem się, że przez to wielu radnych po prostu boi się odezwać. Było to dla mnie zbyt „polityczne”, a przecież ten wyraz raczej nikomu się dobrze nie kojarzy. Pragnęliśmy, aby Rada zachowała charakter apolityczny. Można zrozumieć nas źle, ale chce podkreślić: my nie chcieliśmy być kojarzeni z żadną partią, czy ugrupowaniem. Nie przeszkadzał nam fakt ścisłego związania się Przewodniczącego z tą konkretną partią. Przeszkadzało nam to, że związał się z jakąś partią w ogóle.

T.S.: Między Burmistrzem, a Przewodniczącym Rady pojawił się spór. Dlaczego Waszym zdaniem do niego doszło?

A.R.: Nie zgraliśmy się i nie dogadaliśmy pewnych kwestii z Burmistrzem Miasta. Miało dojść do spotkania online Burmistrza z mieszkańcami. Jednocześnie Rada planowała zrobić serię wywiadów ze znanymi osobistościami miasta. Również online. Na pierwszą rozmowę zamierzaliśmy zaprosić samego Burmistrza. Wydarzenia zbiegły się w tym samym czasie. Przewodniczący odebrał tę zbieżność jako ściągnięcie pomysłu Młodzieżowej Rady przez Biuro Burmistrza. Inicjatywy rzeczywiście wyglądały bardzo podobnie, m.in. na obie rozmowy pytania można było zadawać za pośrednictwem skrzynki mailowej. Przewodniczący dał upust swojemu niezadowoleniu w sekcji komentarzy na Facebooku. Napisał kilka, które moim zdaniem ugodziły w Burmistrza, więc ten postanowił zablokować Przewodniczącemu możliwość komentowania jego postów. Ostatecznie do naszej serii wywiadów nie doszło, a spotkanie z mieszkańcami zostało przełożone.

Ł.R.: My, jako Rada, nie chcieliśmy rozpoczynać konfliktu z nikim. Niestety nie mieliśmy żadnego wpływu na to, co robił nasz Przewodniczący. Jego prywatne komentarze w tej sprawie zostały odebrane jako stanowisko całej Rady. Było to dla nas niezwykle krzywdzące oraz upokarzające. Wkrótce w lokalnej gazecie pojawił się felieton, który oczywiście krytykował Młodzieżową Radę jako całość. Poddawał w wątpliwość istnienie całego gremium. Było nam zwyczajnie, po ludzku, przykro. Czuliśmy się okropnie z tym, jak odbierano nas wówczas w mieście i to kompletnie nie z naszej winy.

T.S.: Dlaczego zdecydowaliście się złożyć wniosek o odwołanie przewodniczącego Rady?

Ł.R.: Byliśmy już bezsilni. Próbowaliśmy rozmawiać z przewodniczącym. Pisaliśmy wiadomości na naszej grupie na Messengerze. Nasze argumenty do niego nie przemawiały. Bronił się prawem do własnych poglądów oraz do wolności słowa. Nie obchodził go fakt, że jako Przewodniczący Rady, reprezentuje nas wszystkich. To tak jak w przypadku, gdy uczniowie z dobrego liceum, zrobią coś głupiego i niestosownego. Negatywna opinia spotyka nie tylko ich, a także często całe liceum, które traci swoje dobre imię. Myślę, że to dobry przykład. W dodatku spór Przewodniczącego z Burmistrzem zamiast się zakończyć, coraz bardziej narastał.

T.S.: Podczas nadzwyczajnej sesji Rady, Przewodniczący nie został odwołany. Wśród Radnych wywiązała się dyskusja. Jak zareagowaliście na następujące pytanie Przewodniczącego: „Czy działanie pod dyktando Burmistrza, nie jest upolitycznianiem Rady?”?

A.R.: Zasugerowano nam, że zostaliśmy przekupieni, aby odwołać Przewodniczącego. On sam w czasie sesji stwierdził, jak zresztą zostało przytoczone, że „działamy pod dyktando Burmistrza”, oraz że wniosek o jego odwołanie nie został napisany przez nas, co „widać na pierwszy rzut oka”. Osobiście to drugie stwierdzenie bardzo mi schlebia. Same pisałyśmy ten wniosek razem z koleżanką w jej domu. Przytyk jest dla mnie jasnym uznanie tego, że został napisany bardzo dobrze. Chce tutaj z tego miejsca jeszcze raz to powiedzieć: pomysł odwołania Przewodniczącego był tylko i wyłącznie naszą inicjatywą.

T.S.: Zrezygnowaliście ze swoich mandatów w Radzie. Zamierzacie nadal angażować się społecznie?

A.R.: Tak, oczywiście. W końcu kontynuuję realizacje projektu o przemocy seksualnej. Zamierzam go skończyć, już nie jako radna, ale zrobię to. Co będzie dalej, czas pokaże. Myślę, że działać na rzecz innych można na masę sposobów, jeśli nie w Radzie, to poza nią.

Ł.P.: Ja jak najbardziej również zamierzam angażować się społecznie. Zresztą cały czas to robię, działając w harcerstwie. W drużynie robimy naprawdę sporo fajnych rzeczy. Epizod w Radzie pozostanie na długo w mojej pamięci. Teraz myślę, że chyba podszedłem do całej sprawy zbyt emocjonalnie. Kosztowało mnie to sporo nerwów, ale lekcja na całe życie pozostanie.

T.S.: Sama idea Młodzieżowych Rad Miast ma Waszym zdaniem sens? Jaka powinna być według Was Młodzieżowa Rada?

A.R.: Moim zdaniem jak najbardziej, ale zanim Rada zacznie swoją pracę, wszyscy członkowie powinni się poznać i trochę zintegrować. Myślę, że świetnym pomysłem byłby wspólny wyjazd na weekend w góry. Dopiero po tym powinno dojść do wyboru przewodniczącego, wiceprzewodniczących, czy członków komisji rewizyjnej. My dokonaliśmy takich wyborów, w zasadzie kompletnie się nie znając. Idee tworzenia Młodzieżowych Rad Miast uważam za bardzo potrzebną. Cała praca w Radzie była dla mnie bardzo ważnym życiowym doświadczeniem. Dobrze by było, gdyby takie grupy działały, ale powinno się to odbywać na nieco innych założeniach.

Ł.P.: Ja również jestem jak najbardziej za taką formą aktywności młodych ludzi. Jednocześnie uważam, że ktoś dorosły powinien nad takim zgromadzeniem sprawować trochę większą kontrolę. Nasza Rada statutowo posiada opiekuna Przewodniczącego Rady Miasta. Na początku myśleliśmy, że ta opieka ogranicza się do względów prawnych. Dopiero po czasie uświadomiono nas, że do opiekuna możemy zwracać się również z innymi problemami. Moim zdaniem taka kwestia powinna być jasno określona na samym początku. Rada powinna również posiadać budżet, niekoniecznie musi być on wielki. Chodzi przecież głównie o naukę racjonalnego gospodarowania środkami. Założenie jest świetne, ale niestety nie zawsze wszystko działa, jak powinno. W przypadku naszej Rady tak naprawdę wszyscy zawiniliśmy. Gdyby każdy zrobił choć odrobinę więcej, może skończyłoby się inaczej.

T.S.: Bardzo Dziękuję Wam za rozmowę.

A.R., Ł.P.:  My również dziękujemy.

T.S.: Dziękuję także Emilowi Bonkowi za pomoc przy wywiadzie. 

 

O autorze

Jestem studentem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Moje pasje to historia, kultura oraz socjologia. Uwielbiam przeprowadzać sondy, ankiety, czy proste badania, na liczne tematy. W wolnych chwilach często zajmuję się szeroko rozumianą działalnością społeczną i wolontariatem.